Czwarta porażka z rzędu… nie jest dobrze
Mecz z Janowią miał być dla Adamowian okazją do przełamania po kompromitujących porażkach z Niwą Łomazy
i Łazami, a także przegranym wcześniej derbowym meczu w Wojcieszkowie. Cóż zacząć należy do tego, że Sokół znów przegrał , tym razem 2-4. Na boisku w Adamowie gospodarze podejmowali drużynę wicelidera. Przed meczem dużo mówiło się o zakończeniu czarnej serii. W składzie Sokoła pojawili się m.in. Jarosław Domański i Junior, który spotkanie rozpoczął na ławce rezerwowych. W 5 minucie groźnie wyglądający upadek zaliczył bramkarz Adamowian Marcin Dzido. Co prawda po interwencji medycznej powrócił do gry, ale nie był to wyraźnie jego mecz. Goalkeeper odnowił uraz ręki
i jego interwencje były dalekie od optymalnych. W pierwszej odsłonie wyraźną przewagę mieli goście, którzy dłużej utrzymywali się przy piłce i kilkukrotnie zagrozili bramce Sokoła. W 31 minucie po niezbyt silnym strzale z około 18 metrów goście zdobyli prowadzenie, dodać należy, że uderzenie było do obrony. W końcówce pierwszej połowy nieco śmielej zaczęli grać Adamowianie, ale strzały Jarosława Boska i Mateusza Wróblewskiego ze stałych fragmentów gry daleko mijały bramkę Janowii. Kiedy wszyscy szykowali się na przerwę w 45 minucie zawodnicy z Janowa Podlaskiego przeprowadzili akcję, w której jeden z napastników znalazł się w sytuacji sam na sam z Marcinem Dzido i pokonał naszego bramkarza. Cóż znów można przypuszczać, że w innych okolicznościach goalkeeper po prostu by ten strzał obronił. Do przerwy 0- 2 i po raz kolejny kibice z Adamowa niewiele dobrego mogli powiedzieć o grze swoich ulubieńców. W drugiej połowie na boisko wszedł Junior, którego obecność nieco poprawiła grę Adamowian. Piłkarze Sokoła zaczęli grać odważniej i częściej przebywali na połowie gości. W 55 minucie strzał z dystansu obronił Marcin Dzido, lecz jak się okazało dalej już gry kontynuować nie mógł. Pomiędzy słupkami zmienił go zawodnik z pola Marcin Sopyła. Tu pewien paradoks. Zdarzało się, że na boisku występowało w drużynie Sokoła występowało trzech naprawdę dobrych bramkarzy, dziś okazało się, że kontuzje wyeliminowały wszystkich. Adamowianie byli zmuszeni do oddalenia gry od własnego pola karnego i momentami wyglądała ona naprawdę przyzwoicie. W 60 minucie Jarek Bosek doskonale podał do Rafała Alikowskiego, który wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem i zdobył gola kontaktowego. Adamowianie zaczęli śmielej atakować, lecz nadziewali się na kontry wicelidera. W 71 minucie rywale znów odskoczyli, kiedy to zawodnik gości posłał „bramkarzowi” Sopyle piłkę w krótki róg. Chwilę po stracie bramki mogło być 3-2, jednak wyśmienitej sytuacji nie wykorzystał Rafał Gajownik, którego obsłużył po świetnym rajdzie lewą stroną Mateusz Wróblewski. Na prawej flance bardzo aktywny był Karol Nowicki, który często próbował swych sił w ofensywie. Dodać należy, że w drugiej odsłonie mieliśmy także mnóstwo rzutów wolnych, ale żaden z nich nie zagroził bramce rywali. W 81 minucie Wróblewski doskonale podał w uliczkę do Juniora, który minął bramkarza i skierował piłkę do pustej bramki. Kiedy wydawało się, że Sokół ruszy po remis, nastąpił zastój. Wykorzystali to goście, którzy trafili na 4-2. Warto dodać, że gol był konsekwencją tego, że nasi zawodnicy przez około 3 minuty nie mogli wyjść z własnej połowy. W 89 minucie za faul czerwoną kartkę otrzymał wyraźnie sfrustrowany przebiegiem spotkania Maciej Baran. Przegraliśmy czwarty mecz z rzędu. Oczywiście pewne pozytywy można w dzisiejszej grze znaleźć, na pewno wyglądało to lepiej niż tydzień temu, ale powodów do optymizmu próżno szukać. Gra Sokoła jest nieuporządkowana, a błędy w obronie są czasami rażące . W ostatnich czterech meczach straciliśmy 22 bramki. Nie jest dobrze…
Komentarze